teologia
Chrześcijaństwo wschodnie
2010-03-19
Historia chrześcijaństwa w nierozerwalny sposób związana jest z dziejami Imperium Rzymskiego. Samo imperium nie istnieje już od dawna, nie mniej jednak jego dziedzictwo żyje do dzisiaj w całym chrześcijaństwie. Fakt, że chrześcijaństwo rozwijało się początkowo głównie na terenach cesarstwa, w naturalny niejako sposób doprowadził do wytworzenia się dwóch podstawowych wizji Kościoła — wschodniej i zachodniej. Wiązało się to z dwoma typami kultury, a także i mentalności, na terenie cesarstwa — greckim i łacińskim. Poza tym istniały także peryferyjne centra kulturowe i narodowe, jak syryjskie, koptyjskie, etiopskie, ormiańskie i gruzińskie. Niektóre z nich w pewnych okresach odgrywały wiodącą rolę w całym chrześcijaństwie. W procesie rozwoju historycznego wytwarzały się jednak swoiste „układy semiotyczne”, całkowicie zamknięte i nie podlegające obcym wpływom. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji w V wieku, kiedy właśnie w imię narodowych, po części narodowo-wyzwoleńczych haseł, od jedności kościelnej odeszły Kościoły orientalne, tworząc zamknięte narodowe wspólnoty na Bliskim Wschodzie. Od Soboru Chalcedońskiego (451 rok) chrześcijaństwo ma wyraźnie podwójne oblicze — greckie i łacińskie. Procesowi temu, zwłaszcza w dziedzinie liturgii, sprzyjało powstanie na Wschodzie nowej stolicy, Konstantynopola, który stał się zarazem centrum kultury greckiej. Pozornie Kościół był jeden, ale de facto już wtedy jedność uświadamiano sobie jedynie w chwilach zagrożenia doktrynalnego, na soborach powszechnych. Ostatni sobór powszechny, a zarazem ostatnia manifestacja jedności Wschodu i Zachodu, miał miejsce w 787 roku w Nicei (kult ikony). Należy więc odpowiedzieć na pytanie, cóż takiego działo się w tym okresie, że Kościoły stopniowo oddalały się od siebie.

Sądzę, iż najistotniejszym problemem były kwestie eklezjologiczne, czyli wiążące się z doktryną i praktyką życia Kościoła. Na Zachodzie tylko jedna stolica biskupia mogła powoływać się na swoje apostolskie pochodzenie, natomiast na Wschodzie takich stolic były dziesiątki. Nie tylko biskup Antiochii mógł powoływać się na świętego Piotra, gdyż biskupi Koryntu, Tesaloniki, Efezu i innych miast wiązali swoje dziedzictwo z osobą Apostoła Pawła, a biskup Jerozolimy z samym Jezusem Chrystusem i z Apostołem Jakubem. Kościół pierwszego tysiąclecia istniał wyłącznie jako Kościoły lokalne. Synody samodzielnie wybierały nowych biskupów i patriarchów, ustalały granice diecezji i prowincji kościelnych. Z czasem wytworzyła się koncepcja pentarchii, czyli pięciu głównych stolic biskupich, które na soborach uszeregowano w określonym porządku — Rzym, Konstantynopol, Aleksandria, Antiochia i Jerozolima. Ustalając ten porządek podkreślono, że Rzym i Konstantynopol są stolicami cesarstwa.

Równocześnie jednak rozwijał się inny proces, znacznie bardziej niebezpieczny. Było to wzajemne wyobcowywanie się obu wielkich tradycji chrześcijaństwa. Dotyczyło to nie tylko mentalności wiernych i kultury, ale także teologii. Najbardziej jaskrawym tego przykładem jest kwestia sporu o Filioque. Teologia zachodnia wprowadzając ten nieszczęsny dodatek do Symbolu Wiary (intencje były dobre i skierowane przeciw arianom) nie liczyła się nie tylko ze zdaniem wschodniej części Kościoła w tej kwestii (Sobór Konstantynopolitański zabronił cokolwiek zmieniać lub dodawać do Symbolu Wiary), ale także nie miała już wtedy żywego kontaktu z teologią wschodnią. Subtelności teologiczne związane z działaniem wewnątrztrynitarnym (Duch Święty, „który od Ojca pochodzi”, J 15, 26), działaniem ad extra („z mego weźmie i wam objawi”, J 16, 14) i z synostwem Syna Bożego (“Ja i Ojciec jedno jesteśmy”, J 10, 30), niezwykle drogie dla myśli wschodniej, nie były brane pod uwagę. Jeżeli zaś dodamy do tego postawę kardynała Humberta, a także zachowanie się krzyżowców po zdobyciu Konstantynopola, wtedy łatwiej zrozumiemy, gdzie należy szukać przyczyn wyjątkowej rezerwy Wschodu wobec tak zwanych „łacinników”.

Wschód i Zachód to nie tylko dwie różne eklezjologie. To przede wszystkim dwie różne wizje chrześcijaństwa, obie bazujące na Biblii. Słowo Boże, będące objawieniem dla człowieka, przełamuje się w ludzkim żywiole. Człowiek odczytuje Słowo Boga, ale Wschód kładzie nacisk na wspólnotowy charakter jego odczytania. Dlatego też jedynie odczytanie wspólnotowe, na soborach, ma walor wyjawienia prawdy. Człowiek jako jednostka odczytuje Biblię w kontekście odczytania przez wspólnotę. Również nauka Kościoła może zostać wyjawiona jedynie w sposób wspólnotowy („przebywali razem i wszystko mieli wspólne”, Dz 2, 44), gdyż Chrystus powiedział Kościołowi, że tam, gdzie dwaj lub trzej są zgromadzeni w Jego imię, tam i On jest obecny (Mt 18, 20). Koncepcja ta rzutuje na stosunek prawosławia do dogmatu z 1870 roku. Trzeba tu sobie uświadomić, że wszystkie dogmaty Kościoła pierwszego tysiąclecia dotyczą kwestii ściśle teologicznych — Trójcy Świętej i osoby Jezusa Chrystusa (także dogmaty maryjne są umiejscowione w kontekście chrystologicznym) — a nie życia Kościoła i nauki o nim. Nauka o Kościele ma charakter okazjonalny i dotyczy takich spraw, jak zależność hierarchiczna, porządek stolic biskupich, i zawarta jest wyłącznie w kanonach kościelnych czyli w prawie kościelnym, a nie w teologii. Dogmat bowiem wyraża zawsze prawdę niezmienną i wieczną, natomiast Kościół przeminie tak samo, jak i ten świat.
Przede wszystkim jednak prawosławie jest naznaczone niezwykle silnym akcentem paschalnym. Zmartwychwstanie Chrystusa jest wydarzeniem wytyczającym drogę Kościoła. Budzi to zarazem optymizm pozwalający przezwyciężyć ciemności ludzkiego losu. Dzieje człowieka naznaczone są grzechem czyli przestępstwem, poczynając od upadku prarodziców i jeszcze wcześniejszego upadku aniołów. Odpowiedzią Boga na grzech jest bezgraniczne miłosierdzie i bezgraniczna miłość. Miłość, jak mówią Ojcowie, popycha Syna Bożego, aby zstąpił z nieba i odkupił ludzkie winy, co dokonuje się przez cierpienie. Na cierpienie świata Bóg odpowiada cierpieniem swego Syna. Prawosławie głęboko wierzy w przemienienie świata, w możliwość przemienienia. Nie oznacza to jednak, że ludzka natura sama ze siebie ulegnie przemianie i że człowiek jest w stanie stworzyć idealne systemy rządów, ekonomii i sprawiedliwości. W tym względzie prawosławie jest głęboko pesymistyczne. Jeden z największych myślicieli XX wieku, o. Paweł Florenski, wyraził pogląd, że co prawda intencje i zamiary ludzi mogą być bardzo pozytywne, ale procesy społeczne przebiegają według nieznanych jeszcze praw dynamiki życia społecznego, dając całkowicie odmienne efekty od oczekiwanych. Dlatego też wszelkie „idealne systemy” mogą mieć jedynie krótkotrwały efekt, a w ostateczności prowadzić do totalnej klęski. Jedyną radością człowieka naznaczonego grzechem i cierpieniem może być tylko Zmartwychwstanie. Przemienić zaś może człowieka jedynie piękno. Lapidarna opinia Fiodora Dostojewskiego „piękno zbawi świat” jest wyjawieniem najgłębszej intuicji prawosławia. Piękno jest jednym z przymiotów Boga. Jego piękno powinno zachwycić człowieka i przemienić. Stąd też prawosławie przywiązuje tak wielką rolę do liturgii, do jej piękna, wręcz wspaniałości. Liturgia jest nie tylko sposobem oddawania czci Bogu. Każdy dogmat Kościoła musi znaleźć swój wyraz w liturgii. Określone utwory liturgiczne, o niezwykłym pięknie, mówią o dogmatach — o Bogu w Trójcy Jedynym, o wcieleniu Chrystusa, o Bogurodzicy, o kulcie ikony. Są też zbudowane w określony sposób: zaczynają się od wezwania skierowanego do osoby będącej przedmiotem dogmatu, omawiają treść dogmatu i kończą się wezwaniem modlitewnym, skierowanym znowu do osoby będącej przedmiotem definicji dogmatycznej (stąd też niektóre dogmaty rzymsko-katolickie w ogóle nie mogą być przedmiotem takiej interpretacji liturgicznej). Liturgia jest całościową wizją przedstawiającą dzieje zbawienia i punkt docelowy dziejów. Centralnym punktem liturgii jest więc Zmartwychwstanie Chrystusa.

Chociaż można zauważyć, że prawosławie jest dość pesymistyczne jeżeli chodzi o kondycję ludzką, to jednak pesymizm ten zostaje przezwyciężony poprzez wizję przemienienia. Przemienienie człowieka i świata jest aktem Bożego miłosierdzia. Ponieważ Chrystus powiedział „królestwo Moje nie jest z tego świata” (J 18, 36), oczekujemy z napięciem tej chwili, gdy powstaną „nowe niebo i nowa ziemia” (Ap 21, 1). Napięcie eschatologiczne jest stałą cechą prawosławnej teologii i refleksji filozoficznej związanej z prawosławiem. Szczególnie daje się zaś zauważyć w postawie mnichów.
Mnisi wycisnęli niezatarte piętno nie tylko na liturgii i sztuce ikony, ale także na całym życiu Kościoła. Swoisty maksymalizm monastyczny staje się też udziałem wiernych, gdyż jedyny model życia jaki zna prawosławie, to model monastyczny.
Z kolei uwrażliwienie na rolę Ducha Świętego w Kościele zaowocowało wysokim wyniesieniem kultury i sztuki jako domeny Ducha Świętego. Osoba Ducha Świętego jest centralną we wszystkich sakramentalnych aktach Kościoła. Modlitwa przyzywania Ducha Świętego, zwana epiklezą, występuje nie tylko w Liturgii Eucharystii, ale także we wszystkich sakramentach i poświęceniach.

Losy prawosławia były jednak bardzo tragiczne — wielowiekowa niewola turecka na Bałkanach, fałszywa opieka państwa w Rosji, w końcu półwiecze terroru, z którego rozmiarów często nie zdajemy sobie sprawy. Dlatego też po upadku Bizancjum myśl prawosławna rozwijała się jakby skokowo, wykorzystując sprzyjające ku temu okoliczności. Tak było w Rosji na przełomie XIX i XX wieku, a następnie w wielonarodowościowej emigracji „na Zachód”. Jednakże te krótkie okresy względnego spokoju zawsze owocowały niebywałym rozkwitem myśli, sztuki, teologii, filozofii. Erupcja myśli bywała tak wielka, że po eksplozji myśli rosyjskiej na przełomie wieków jeszcze dzisiaj nie nastąpiło jej pełne przyswojenie. W wypadku św. Grzegorza Palamasa i św. Symeona Nowego Teologa, którzy wyprzedzili swoje czasy, recepcja ich myśli nastąpiła dopiero po wiekach. Podobnego zjawiska eksplozji myśli można spodziewać się po współczesnej nam Rosji. Wiąże się to z faktem, że prawosławie stawia przed człowiekiem problemy niesłychane — jeżeli uczestniczy się w liturgii głoszącej niezgłębione prawdy Boga i zmuszającej do refleksji nad nimi, w tym także nad losami człowieka i świata, to wtedy w nieunikniony sposób człowiek zaczyna sam stawiać problemy i poszukiwać na nie odpowiedzi. Filozoficzno-teologiczne podejście cechuje nie tylko mnichów i teologów, ale także pisarzy, czego najwspanialszym przykładem jest Fiodor Dostojewski, i malarzy ikon.

„Cud ikony” wynika ze zderzenia teologii z określoną formą sztuki. Ikona prawosławna ma zadanie ukazać to, co jest „całkowicie inne”. Ukazać świat przemieniony, świat, który nie jest naszym, ale ma stać się naszym światem. Ikona jest dla Kościoła tym samym, czym słowo. Jest objawieniem Boga, kontynuacją teologii, a raczej inną teologią, teologią barw i kształtów. Autentyczna ikona i autentyczna architektura cerkiewna (niestety, w Polsce bardzo mało jest takich przykładów) jest wizją świata przemienionego, która oddziałując na człowieka w różnoraki sposób, także na jego podświadomość, kształtuje człowieka „na swój obraz”. Oznacza to kształtowanie na „obraz Boga”, gdyż człowiek jest obrazem i podobieństwem samego Boga.

Z tego też powodu nauka o człowieku (antropologia) zajmuje bardzo znaczące miejsce w myśli teologicznej i filozoficznej prawosławia. Maksymalizm prawosławny domaga się od chrześcijanina wszechstronnego rozwoju, czego wspaniałe przykłady dali Ojcowie Kościoła i święci. W XX wieku taki przykład wszechstronnego rozwoju intelektualnego i duchowego znajdujemy w osobie o. Pawła Florenskiego (został rozstrzelany w 1937 roku na Sołowkach), zwanego „rosyjskim Leonardo da Vinci”. O Pawle Florenskim powiedział inny wielki Rosjanin, Wasyli Rozanow, że jest noumenem, ale dodał żartobliwie, że ma jeden niedostatek, gdyż jest bardzo czarujący, a rosyjski duchowny nie powinien być czarującym.

Ostatecznie bowiem chodzi o to, aby wyjawić człowieka w jego pięknie dziecka Bożego. Kierunek ku temu wytyczają święci. Kanonizacja jest manifestacją faktu, że dany człowiek osiągnął wysoki poziom podobieństwa do Boga i był wiernym swemu powołaniu.
W XIX wieku naukę o człowieku i jego celu życiowym w niezwykły sposób wyraził św. Serafin z Sarowa, wielki nie tylko swoją świętością i cudami, ale także swoją nauką. Prawdziwy cel życia chrześcijan — według św. Serafina — polega na zdobywaniu Ducha Świętego, a modlitwa, czuwanie, post, miłosierdzie i inne uczynki spełniane ze względu na Chrystusa, są jedynie środkami do zdobycia Ducha Świętego. Chodzi więc o to, aby człowiek nieustannie znajdował się w mocy Ducha Świętego. Na dowód św. Serafin okazał swoje przemienienie, przypominające przemienienie Chrystusa. Świadek opisał to w następujący sposób:

Proszę sobie wyobrazić jakby pośrodku słońca twarz człowieka rozmawiającego z wami, w błyszczącej jasności południowych promieni słonecznych. Widać ruchy jego ust, zmieniający się wyraz oczu, słychać głos, wyraźnie odczuwa się, że ktoś trzyma was rękoma za ramiona, ale nie tylko tych rąk nie widzicie, nie widzicie też ani samych siebie, ani jego figury, a tylko oślepiającą światłość, rozciągającą się daleko, na kilka sążni dookoła, oświetlającą swym jasnym blaskiem śnieg pokrywający polanę….

Oznacza to, że pomimo wszystkich okropności świata możemy mieć nadzieję…

SFERA DOGMATU

Greckie słowo dogma oznacza prawdę, która nie podlega dyskusji i która musi się odnosić do Pisma Świętego jako swego uzasadnienia. Kościół ogłasza i wyznaje dogmaty, ale zmuszony jest je ogłaszać pod presją błędnych nauk, które się szerzą. Dogmat jest więc zarazem granicą, gdyż nie przyjmujący dogmatów zostaje wyłączony z Kościoła. Kościół woli jednak pogrążyć się wobec tajemnicy w milczeniu: „Niegodziwość heretyków i bluźnierców zmusza nas do czynienia rzeczy niedozwolonych, do zdobywania niedostępnych szczytów, do mówienia o sprawach niewypowiedzianych, do podejmowania zabronionych wyjaśnień”.

Bóg mówi o sobie: „nie może bowiem człowiek ujrzeć mnie i pozostać żywym” (Wj 33, 20). Dogmat nie wyczerpuje i nie może wyczerpać tego, co jest nieskończone. Dogmat wskazuje jedynie drogę myśli i definicje ludzkie zawsze są nieadekwetne. Dogmaty nie są jednak tylko słowami ludzkimi. Zawsze razem jest to, co ludzkie i to, co Boże. Poryw wiary nakazuje człowiekowi mówić o tym, co dyktuje Biblia. Objawienie zakończyło się ze śmiercią ostatniego z Apostołów, ale odczytanie Objawienia trwa i dokonuje się w Kościele. Jest to przede wszystkim dziedzictwo dogmatyczne Soborów Powszechnych. W sensie ścisłym dogmatem jest tylko to, co zostało ogłoszone na soborach i obwarowane sankcją anatemy. Poza tym istnieje jeszcze tradycja, która nie jest zdogmatyzowana, ale która cieszy się szacunkiem, gdyż jest świadectwem tożsamości wiary na przestrzeni wieków. To, co nie zostało ogłoszone jako dogmat jest przedmiotem wiary. „Nie zadawalamy się jedynie słowami napisanymi”, stwierdził św. Bazyli Wielki. Miejsce dogmatu jest w liturgii Kościoła. Dogmaty nie są bowiem jedynie intelektualnymi formułami, ale życiem. Dlatego też dogmat odnosi się przede wszystkim do spraw Boskich, ponieważ Bóg jest życiem. Kwestie trynitarne i chrystologiczne mają więc zasadnicze znaczenie. Wszystkie inne są związane z tymi podstawowymi kwestiami. Mariologia czy eklezjologia są częścią chrystologii. W rozumieniu prawosławia dogmaty są formułami życia i realizują się w życiu człowieka, wytyczają kierunek drogi życia. Liturgia jest miejscem w którym dogmat żyje w pełni. „Reguła modlitwy jest regułą wiary”. Bez uwzględnienia tej reguły nie można zrozumieć czym jest wiara i modlitwa Kościoła. Wszystkie dogmaty i cała spuścizna Kościoła znajdują swój wyraz w modlitwie Kościoła. Sfera dogmatu jest sferą modlitwy i zarazem sferą tajemnicy. Dogmat jest przełożeniem nieskończonej tajemnicy na ludzki język. Bez swego kontekstu liturgicznego stałby się po prostu ludzką definicją, a więc zawsze ograniczającą. W liturgii, która jest dotknięciem nieba, dogmat staje się modlitwą Kościoła, a tym samym umożliwia kontakt człowieka z Bogiem. „Spodobało się Duchowi Świętemu i nam”. W tych słowach nie ma żadnej pychy i przesady. Kościół jest Ciałem Chrystusa, jest żyjącym Chrystusem na ziemi. Dogmat jest więc wyjawieniem prawdy i skierowaniem człowieka ku świętości Boga. Cała liturgia Kościoła jest przesycona Biblią i formułami dogmatycznymi. Formuła dogmatyczna jest rozwinięciem tekstu biblijnego i sprowadzeniem go do prostej definicji. Dogmat nie jest skierowany przeciwko człowiekowi. Chociaż powstaje pod presją fałszywych nauk, to jednak nie jest przez nie zdeterminowany.

Charakter Kościoła jako Ciała Chrystusa ujawnia się w ogłaszaniu dogmatów. Dogmat powstaje we wspólnocie Kościoła i jest dziełem całego Kościoła (konieczna jest jego recepcja), choćby sam Kościół był sprowadzony do „małej reszty”. Tam, gdzie modli się Kościół, tam jest obecny Chrystus. Cud formuł dogmatycznych polega na tym, że prawie zawsze były ogłaszane wbrew opinii większości. W ogłaszaniu dogmatów nie ma niczego z demokracji i parlamentarnych form rządzenia. Duch Święty pisze prosto na krzywych liniach historii.

Być chrześcijaninem to znaczy wejść egzystencjalnie w sferę dogmatu. Tak właśnie prawosławie postrzega rolę dogmatu. Bez tego pełnego napięcia wysiłku dogmat pozostaje formułą logiczną, a nie formułą wiary. Równocześnie w każdym dogmacie występuje element eschatologiczny. Dogmat wskazuje na kres istnienia świata i przemiany świata w królestwo Boże. Chrystologia w nieunikniony sposób prowadzi do oczekiwania powrotu Chrystusa. Wiara przemienia się w nadzieję, której celem jest miłość, gdy Bóg będzie wszystkim we wszystkim. Kościół jest uprzedzeniem paruzji. Jest znakiem świata, który nadejdzie. Ostatni dzień nie będzie zwyczajnym dniem, gdyż nie będzie miał swojego jutra. Cała rzeczywistość zostanie podniesiona do innego wymiaru, w którym czasu już nie będzie. Dogmat wskazuje na ten kierunek rozwoju świata. Mówi o rzeczywistości, która jest nieprzemijającą i która ma się stać udziałem człowieka. W tym sensie dogmat wyznacza kierunek ku wieczności i może jedynie dotyczyć spraw niezmiennych i nieprzemijających. Ojcowie soborów z pierwszego tysiąclecia pod pojęciem dogmatu rozumieli określenia odnoszące się wyłącznie do kwestii trynitarnych i chrystologicznych. „Kościół jest pełen Trójcy Świętej”, jak pisał św. Grzegorz Teolog. Wszystkie inne problemy muszą wynikać z tych dwóch podstawowych. Nie można dogmatycznie definiować rzeczywistości przemijającej, gdyż dogmat oznacza prawdę niezmienną czyli wieczną. Rzeczywistość przemijająca nie ma wymiaru wieczności. Staje się inną rzeczywistością w dniu ostatnim.

Sfera dogmatu jest więc Kościołem w jego eschatologicznym aspekcie. Kościół jest symbolem. Będąc jeszcze tu wskazuje na to, co nadchodzi. Bez ciągłego napięcia między tym, co wieczne, i tym, co przemijające, nie sposób zrozumieć Kościoła. Dynamika życia wiary wypływa z tego napięcia. Świadczą o tym końcowe słowa Apokalipsy: „Przyjdź Panie Jezu. Tak, przyjdę niebawem”. Powrót Chrystusa dokonuje się zawsze w Duchu Świętym.

W tej perspektywie należy też rozumieć rolę, jaką prawosławie nadaje epiklezie czyli modlitwie przyzywającej Ducha Świętego. Jeżeli Duch Święty wskrzesił ciało Chrystusa („Chrystus … zmarły ciałem, ożywiony Duchem”, 1 P 3, 18) i wskrzesza również nasze ciała, to czy może być inny sposób uobecnienia „duchowego” ciała Chrystusa w chwale, którą jest właśnie Liturgia, realizująca eschatologiczną obecność Chrystusa, niż inwokacja Ducha Świętego, również w myśl Apostoła Pawła mówiącego, że nikt „nie może nazwać Jezusa Panem, jak tylko w Duchu Świętym” (1 Kor 12, 3). Zgodnie z opinią patrystyczną Pięćdziesiątnica jest ciągłym świętem. Jeżeli Duch nie byłby obecny, Kościół by nie istniał. Raz jeden zstąpiwszy, Duch Święty nie opuścił nas, ale jest z nami i pozostanie aż do końca … W Pięćdziesiątnicy Kościół otrzymał Ducha Świętego po tym, jak Chrystus wstąpił do nieba, teraz zaś otrzymuje dar Ducha Świętego, po tym, jak dary są przyjęte na ołtarzu w niebie. Bóg, który łaskawie przyjmuje te dary, zsyła nam w zamian Ducha Świętego, jak powiedział, gdyż Pośrednik jest ten sam, dziś jak i wtedy, i jest to także ten sam Duch. Tę rolę epiklezy docenił dzisiaj również Kościół rzymski.
Z epiklezą również łączy się eschatologiczny temat życia Kościoła: „A Duch i Oblubienica mówią: Przyjdź!” (Ap 22, 17. 20).

Jest to równocześnie problematyka kosmiczna. Dla Maksyma Wyznawcy kult sakramentalny Kościoła jest skutecznym symbolem liturgii transcendentnej, powszechnej, kosmicznej — „jeżeli Kościół jest światem, to świat jest kosmicznym Kościołem”. Czyni to Duch Święty, który uobecnia Chrystusa w naszej przestrzeni i w naszym czasie. Tekst epiklezy suponuje, że misterium Eucharystii dokonuje się dzięki modlitwie Kościoła. Funkcja kapłańska jest funkcją całego Kościoła i wszystkie sakramenty spełniane są przez modlitwę. Epikleza, centralny element anafory, jest modlitwą o uświęcenie materii. Według syryjskiej tradycji Antiochii Chrystus w swym życiu, od dziewiczego poczęcia w Nazarecie aż do czasu Golgoty był formowany, noszony, ożywiany, poświęcany i kierowany przez Ducha Świętego. Stwierdzenie to jest kluczem do całego doświadczenia Kościoła. Patrystyczną naukę o epiklezie syntetyzuje Jan Damasceński: „Na wezwanie [epiklezę] zstępuje niby deszcz na świeżą uprawę, ocieniająca moc Ducha Świętego […] Duch Święty z nagła zstępuje i dokonywa tego, co przewyższa rozum i pojęcie”.

Jednakże przypisywanie szczególnej mocy określonym słowom aktu liturgicznego, niejako w oderwaniu od całości, jest sprzeczne z tradycją prawosławną. Przemiana elementów dokonuje się w akcie liturgicznym stanowiącym jednorodną całość. Modlitwy kapłana są niezastąpione, ale nie należy widzieć w nich magicznych formuł. Żyją one bowiem poprzez swój związek z całością, poprzez sens, a nie formę. Dlatego też Kościół prawosławny kładzie równomierny nacisk na całość anafory.

Jednakże przytoczona nauka nigdy nie stała się przedmiotem soborowych definicji dogmatycznych. Nie oznacza to jednak, że można ją zakwestionować. Należy bowiem do tradycji w całej jej pełni. Bez tradycji, w rozumieniu prawosławnym, Kościół nie byłby sobą, nie można bowiem byłoby mówić o jego tożsamości na przestrzeni dziejów.
Prawda ma jednak zawsze charakter antynomiczny, jak to określil o. Paweł Florenski. Paul Evdokimov podkreśla, że dogmat trynitarny „krzyżuje rozum”. Dotyczy to również dogmatu chrystologicznego, który mówi o połączeniu tego, co jest nieskończone z tym, co jest skończone. Ale efektem tego dogmatu jest wizja Bogoczłowieczeństwa, gdyż Chrystus stał się Bogiem i człowiekiem, Bogoczłowiekiem. Jak precyzuje dogmat i Symbol Wiary Logos „wstąpił w człowieka” (gr. enanthropésanta). Taka perspektywa umożliwia rozwinięcie pewnej wizji Wcielenia o charakterze kosmicznym, a także daje eschatologiczną wizję zjednoczenia elementu ludzkiego z Boskim w wieczności. Sfera dogmatu jest bowiem sferą wieczności.

ks. Henryk Paprocki