teologia
Wierzę
2010-03-21
„Wierzę, Panie, i wyznaję, że Ty jesteś zaprawdę Chrystusem, Synem Boga Żywego, który przyszedł na świat zbawić grzeszników, z których ja jestem pierwszym”.

Są to słowa modlitwy, którą każdy prawosławny odmawia przed przyjęciem Eucharystii. Kładą one nacisk na moją grzeszność i słabość, ale równocześnie mówią, że Chrystus jest moim Zbawicielem. Jego zbawienie dokonuje się jednak w paradoksalny sposób poprzez straszliwą i niewyobrażalną klęskę w kategoriach empirii, w kategoriach czysto ludzkich. Kiedy Bóg zstąpił na ziemię i uniżył siebie samego do poziomu człowieka, wziął na siebie los świata z całym jego tragizmem, ze śmiercią i z odrzuceniem, podporządkował się prawom tego świata, które sam nadał. Wziął na siebie cały tragizm świata wraz z grzechami, aby poprzez klęskę odrzucenia i śmierci odnieść zwycięstwo zmartwychwstania. Chrystus był odrzucany w całym swoim ziemskim życiu od chwili narodzin w Betlejem aż do okrzyków: „Ukrzyżuj Go!” Jest też odrzucany jako Bóg i będzie nadal odrzucany, gdyż Jego nauka tak bardzo różni się od naszej podłości, że natychmiast staje się wyrzutem sumienia. W celu uspokojenia swego sumienia odrzucamy Chrystusa. Tak, jak był zgorszeniem dla Żydów i skandalem dla Greków w czasach św. Pawła, takim też pozostał. W historii chrześcijaństwa tysiące ludzi pracowało i pracuje nad tym, aby zminimalizować Jego naukę, a przede wszystkim odrzucić Jego Boskość, poczynając od Ariusza, który pierwszy zakwestionował wiarę Kościoła. Chrystus jest bowiem odrzuconym kamieniem – jak barwnie mówi Biblia – ale przez owo odrzucenie stał się kamieniem węgielnym. Zostawił nam też zasadę krzyża, która mówi o klęsce i o odrzuceniu przemienionymi w zwycięstwo. Jest to doświadczenie naszej rzeczywistości. Zmartwychwstanie wymyka się wszelkiej empirii, gdyż w zmartwychwstaniu dostaliśmy doświadczenie przekraczające empirię. W Jego krzyżu mamy dane doświadczenie ludzkiej słabości. Gdy głosimy swoją moc i swoją wizję świata, różne od mocy i wizji Chrystusa, upodobniamy się do księcia tego świata, który jest całkowitym przeciwieństwem Chrystusa: „Oto nadchodzi książę tego świata, ale nie ma on nic we mnie” … „To wasza godzina i moc ciemności”.

Chrystus przyszedł do grzeszników, ponieważ człowiek jest zawsze w stanie upadku. Chrystus przyjmuje grzeszników, gdyż Kościół jest dla grzeszników poszukujących ratunku. Tylko Bezgrzeszny mógł wziąć odpowiedzialność za upadłych.
W Chrystusie człowieku Bóg na ludzki sposób bada wszystkie nasze cierpienia, niezmierzoną agonię historii, krzyk Hioba. Chrystus wykluczony przez nas z Jego stworzenia wziął na siebie wszelkie wykluczenie. Bóg pragnie człowieka, a człowiek unika Boga, stawia „mur podziału”, chce powrotu Chrystusa do „nieba wysokiego”, abyśmy mogli na swój własny sposób urządzać nasze życie i nasz świat. Chociaż wszystkie próby kończą się klęską człowieka, powtarzamy je ciągle i ciągle od nowa, posuwając się do bluźnierstwa. W każdej naszej klęsce – gdy odchodzimy na swoje ścieżki – znajdują potwierdzenie słowa Chrystusa: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem”. Jedynie Chrystus może z manowców życia sprowadzić nas na nowo na Jego drogę. Jako grzesznicy potrzebujemy świadomości własnego upadku i pokuty. Inaczej schodzimy na bezdroża. Mówi o tym jeden z najwspanialszych hymnów liturgicznych prawosławia:
„Panie, niewiasta, która wpadła w liczne grzechy, przeczuwając Twoje Bóstwo, przed Twym pogrzebem wzięła na siebie rolę niosącej wonności, płacząc przynosi Tobie mirrę i mówi:
Jedynie świadomość własnego grzechu i możliwości powrotu wprowadza mnie w uniżenie Chrystusa i w chwałę Paschy, dając jedyną nadzieję.

ks. Henryk Paprocki