teologia
Prawosławie, wieczna i niezmienna patrystyka
2010-03-22
Pierwszą ważną cechą prawosławia, na którą chcę zwrócić uwagę jest ciągłe nawiązywanie do tradycji patrystycznej. W Kościele prawosławnym patrystyka jest ciągle żywa. Z czego wynika obecność tego wyjątkowego – może z wyjątkiem Kościołów przed chalcedońskich – wątku jaki jest stała konfrontacja myślą patrystyczną? Otóż wynika z tego, że w pierwszym tysiącleciu to właśnie chrześcijański Wschód był w sposób niezwykle silny naznaczony sporami teologicznymi. W drugim tysiącleciu palma pierwszeństwa w sporach przechodzi na Zachód, zwłaszcza od XVI wieku, ale w pierwszym tysiącleciu Zachód żył właściwie dość spokojnie, natomiast Wschód był targany sporami doktrynalnymi, które dotyczyły dwóch najważniejszych dla całego chrześcijaństwa pytań: kim jest Bóg jako Trójca, oraz kim jest Jezus Chrystus. W okresie pierwszego tysiąclecia na Wschodzie zostały rozstrzygnięte najważniejsze kwestie, które do dzisiaj są ważne dla wszystkich chrześcijan.

Kościół prawosławny pamięta debatach tamtej epoki i bez przerwy konfrontuje się z szeroko rozumianym doświadczeniem teologicznym pierwszego tysiąclecia, przez które rozumiemy nie tylko doświadczenie poszczególnych teologów, nazywanych w tradycji wschodniej Ojcami Kościoła, ale przede wszystkim doświadczenie wspólnotowe, które znajdowało swój wyraz na Soborach Powszechnych.

Sobory Powszechne były pierwszą próbą urzeczywistnienia wizji chrześcijaństwa jako wspólnoty, która wyraża się w zbiorowym działaniu, a nie w indywidualnych postawach i decyzjach. Pojmowanie Kościoła jako wspólnoty, jest w prawosławiu nieustannie podkreślane dlatego, że tylko jako wspólnota Kościół może być uważany za ciało Chrystusa na ziemi. Słynny passus z I Listu do Koryntian (12, 12-31) stanowił zawsze podstawę pojmowania Kościoła i życia chrześcijaństwa, jako wszczepienie każdego z wiernych w Chrystusa. To wszczepienie jest nawet ważniejsze od ram organizacyjnych, które mu służą. Co więcej, Kościół traktowany był zawsze jako wspólnota lokalna. Można mówić o tym, że w chrześcijaństwie mniej więcej od IX wieku, to znaczy od czasów papieża Mikołaja i patriarchy Focjusza, zaczyna się konfrontacja dwóch wizji Kościoła, z których jedna mówi o Kościele przede wszystkim jako o wspólnocie lokalnej. Inspiracją dla tej wizji jest np. fakt, że Apostoł Paweł w swoich listach zwracał się zawsze do konkretnych wspólnot: do Kościoła, który jest w Koryncie, do Kościoła, który jest w Tesalonice. Tej wizji zaczyna przeciwstawiać się uniwersalistyczna wizja Rzymu, dla której Wschód nie znajdował nigdy szczególnej sympatii ponieważ oznacza ona podporządkowanie całego Kościoła jednej osobie, która w tej sytuacji zostaje wyniesiona ponad całość, którą jest Kościół Chrystusa.

Znakomitym przykładem wspólnotowego dociekania prawdy, o której nie rozstrzyga decyzja jednego człowieka, lecz zbiorowy wysiłek całej społeczności był sposób rozstrzygania na Wschodzie sporów teologicznych.

Za pouczający wyjątek, który potwierdza regułę można uznać doświadczenie atanazjańskie, czyli sprzeciw Atanazego Wielkiego wobec arianizmu wyznawanego w jego czasach przez mniej więcej 90% chrześcijan. Atanazy przeciwstawił się większości płacąc za to wielokrotnym zesłaniem i prześladowaniami. W końcu jednak jego opinia zwyciężyła. Podczas pierwszego Soboru Powszechnego, zwołanego w Nicei w 325 roku, wzorowanego na tak zwanym soborze apostolskim, który miał miejsce w Jerozolimie około 50 roku, zdecydowana większość biskupów, prawie wszyscy, wyznawała arianizm. Gdy jednak wyjeżdżali z soboru, nie byli już arianami. To jest przykład, jak powinno wyglądać wspólnotowe rozstrzyganie tego rodzaju spraw.

W prawosławiu do dzisiaj jest to bardzo ważna sprawa. Nie ma innego sposobu zarządzania Kościołem, jak zarządzanie kolegialne. Nawet biskup, głowa Kościoła nie działa sam, tylko zawsze działa wspólnie ze wszystkimi biskupami. Decyzje zapadają na soborach lokalnego Kościoła. Zresztą samo słowo „sobór”, w języku greckim „sinodos”, znaczy po prostu „zgromadzenie”. Biskupi się spotykają, jest to wymóg kanoniczny, że muszą się zebrać minimum dwa razy w roku, i rozpatrują najważniejsze sprawy dotyczące danej części kościoła, za którą odpowiadają przed Bogiem. Oczywiście, takie sobory mogą być w miarę potrzeb zwoływane częściej, dwa razy w roku to jest pewne minimum. Właśnie podczas takiego zgromadzenia, które w miarę potrzeb może zostać poszerzone o duchownych i świeckich, zapadają decyzje. Nie może być tak, że ktoś sam podejmuje decyzje.

Patrystyka oznacza również syntezę wiedzy z doświadczeniem. Ojcowie podkreślali bardzo silnie, że chrześcijaństwo nie jest tylko wiedzą teoretyczną, ale także doświadczalną, polega bowiem na doświadczeniu wspólnoty z Bogiem, co wyraża się na różne sposoby. Jednym z nich , jest moja osobista droga życia. Z tego powodu Mikołaj Kabasilas, późny teolog bizantyjski (z XIV wieku), zatytułował swoje podstawowe dzieło ascetyczne „Życie w Chrystusie”, czyli moje życie w Chrystusie. Innym wyrazem wspólnoty z Bogiem jest życie liturgiczne, ponieważ liturgia, jak sama nazwa („czyn ludu”) wskazuje, musi być wspólnotowa. Liturgia nie jest doświadczeniem jednego człowieka, tylko doświadczeniem wszystkich, którzy w niej uczestniczą. W liturgii prawda chrześcijaństwa zostaje zweryfikowana poprzez doświadczenie wspólnoty, ponieważ w prawosławnej liturgii każdy dogmat ma swoje miejsce. Mamy w liturgii prawosławnej specjalne teksty dogmatyczne, które mówią o wcieleniu, o współistotności osób Boskich. Specjalną formą weryfikacji prawd wiary, jest zalecenie żeby wymienić Osobę, o której jest mowa w dogmacie, i na końcu zwrócić się do niej w modlitwie. W tym kontekście bardziej zrozumiała staje się rezerwa w stosunku do dogmatu nieomylności biskupa Rzymu, ponieważ zgodnie z tą zasadą należałoby się do niego modlić, a to byłoby bałwochwalstwo. Jako przykład mogę podać tekst liturgiczny, który głosi, że „Przeczystej Twojej ikonie kłaniamy się, Chryste, prosząc o darowanie win”. Ten tekst jest związany z dogmatem o kulcie ikony z pierwszego tysiąclecia, ogłoszonym na II soborze nicejskim w 787 roku.

Inną postacią patrystycznej syntezy z doświadczeniem jest życie ascetyczne. Trzeba pamiętać, że Wschód był ojczyzną życia pustelniczego i mniszego, oraz że doświadczenie pustelników miało istotny wpływ na to jak na Wschodzie rozumiano życie chrześcijańskie. Asceza w ścisłym znaczeniu słowa oznacza wyrzeczenie się nadmiaru dóbr - nie dóbr w ogóle, tylko ich nadmiaru. Tak, jak można wyrzec się nadmiaru spożywanych pokarmów, bo to jest niezdrowe. Asceza w prawidłowym rozumieniu dotyczy więc nadmiaru, ale – oczywiście – mogą się tu zdarzać różne „przegięcia”. Przede wszystkim jednak chodzi o ograniczenie się do tego, co człowiekowi jest rzeczywiście potrzebne. Asceci powtarzali: Po co gromadzisz dobra i tak ich do grobu nie zabierzesz, więc po co ci to wszystko? Jedynym skutkiem, jeśli nie zdążysz spisać testamentu, będą niechrześcijańskie awantury w twojej rodzinie. Nadmiar dóbr obciąża człowieka i odbiera mu wolność w stosunku do otaczającej go rzeczywistości. To doświadczenie ma istotne znaczenie dla zrozumienia postawy rezerwy w stosunku do dóbr materialnych, których nadmierne gromadzenie jest nie tylko sprzeczne z doświadczeniem ascetów, ale także ze słowami Ewangelii, która zaleca gromadzenie skarbów w innym wymiarze niż ziemski. Pan Jezus mówi wyraźnie, żeby gromadzić dobra w Królestwie Niebieskim, a nie w królestwie ziemskim. Gromadzenie bogactw Królestwie niebieskim jest lepszym zabezpieczeniem, zwłaszcza w wymiarze wieczności.
Kolejny temat to relacja Boga do świata. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa był bardzo trudny problem ponieważ przyjęcie wiary chrześcijańskiej oznaczało również wiarę w możliwość zespolenia dwóch wymiarów rzeczywistości, które ówczesny świat uważał za całkowicie rozbieżne. Zarówno judaizm, jak i antyczna religia grecko-rzymska głosiły absolutną transcendencję Boga wobec świata ludzkiego. Pogląd judaistyczny znakomicie wyraził kiedyś Majmonides, który napisał, że Bóg nie tylko nie wciela się, ale nawet sam nie objawia się. Bóg przejawia się w czymś, co możemy opisać jako misterium tremendum, co religioznawcy określają jako teofanię grozy. Mojżesz wyraźnie usłyszał: „Nie zobaczysz mojego oblicza, bo nikt z ludzi nie może Mnie zobaczyć i żyć dalej" (Wj 33, 20).

W religii antycznej z kolei bogowie swobodnie przechodzili z jednego wymiaru rzeczywistości do drugiego i odwrotnie. To jednak, że Zeus romansował z pięknymi ziemiankami nie dowodziło że nie ma transcendencji. Prawdziwym miejscem pobytu bogów antycznych był Olimp, który stanowi rzeczywistość transcendentną. Pojawianie się bogów w ludzkim świecie, było wydarzeniem chwilowym i nietrwałym.
Zarówno w judaizmie jak i w religii antycznej między Bogiem i człowiekiem jest przepaść. Ten pogląd w pierwszych wiekach chrześcijaństwa rozwinęli gnostycy, którzy nauczali, że ostatni eon, który jest najbliżej Boga, nazywa się „Przepaść”. Dalej nie sięga ani rozum, ani dusza, ani wyobraźnia. Bóg jest po prostu absolutnie nieosiągalny.
Jak to pogodzić z chrześcijaństwem? Czy uznać wcielenie Chrystusa za jednorazowe zdarzenie bez dalszych konsekwencji? Zdarzenie, po którym obie rzeczywistości, boska i ludzka pozostają całkowicie oddzielone od siebie? Inne spojrzenie na tę kwestię na Wschodzi niż na Zachodzie wynika w dużej mierze z wpływu jaki na zachodnią myśl teologiczną wywarł arystotelizm. Do modelowego starcia tych odmiennych postaw, doszło w pierwszej połowie XIV wieku kiedy mnich z południowej Italii, Grecki mnich, Barlaam z Kalabrii, znalazł się na Wschodzie. To, że Grek pochodził z Kalabrii, nie powinno dziwić, ponieważ niegdyś ta część Italii należała do Cesarstwa Wschodniego, natomiast człowiek wychowany w tej części Europy podlegał już pod bardzo silnym wpływom scholastyki. Kiedy Barlaam znalazł się na Wschodzie, przeżył wstrząs. Usłyszał o teoriach zgodnie z którymi, Światłości, która zajaśniała na Taborze, jest niematerialna i niestworzona. Słysząc o tym zaczął się poważnie niepokoić o czystość doktryny, ponieważ uważał, że takie poglądy nie są zgodne z tym czego nauczał Arystoteles. To był ten moment w historii, kiedy Arystoteles stał się dla Zachodu najważniejszym autorytetem. Nikt nie wziął sobie do serca ostrzeżeń Mikołaja Kuzańczyka, który mówił, że naszym filozofem jest jednak Paweł Apostoł, a nie Arystoteles. Barlaam uznał więc, że koncepcje dotyczące z relacji Boga i świata które poznał na Wschodzie są niechrześcijańskie, ponieważ nie zgadzają się z Arystotelesem. To jest bardzo ciekawy punkt widzenia, ponieważ, jak wiadomo nie da się udowodnić, że Arystoteles był chrześcijaninem. Nie mniej jednak na Zachodzie takie było powszechne mniemanie, że co się nie zgadza z Arystotelesem, to również nie zgadza się z chrześcijaństwem.
Na zarzuty Barlaama odpowiedział, biskup Tesaloniki Grzegorz Palamas. Jego teorię nazywamy palamizmem, ewentualnie hezychią, co po grecku znaczy „cisza”, „spokój”, „wyciszenie”. Palamas stworzył teorię, która od początku spotkała się z bardzo silnym oporem na Zachodzie. Teraz ten opór już osłabł do tego stopnia, że koncepcja ta znalazła się nawet w jednym ze wspólnych dokumentów prawosławno-rzymskokatolickich, czyli została uznana przez Zachód.

Palamas rozróżniał w Bogu dwie rzeczywistości. Problem w tym, że Palamas bazował na greckim tekście Biblii. Słowo, na którym bazuje w swojej doktrynie Palamas nie występuje na ogół w przekładach na inne języki, to znaczy jest tłumaczone jako „łaska”. W tekście greckim Nowego Testamentu na określenie łaski występuje słowo „charis” ale poza tym jest jeszcze greckie słowo „energia”, czyli po prostu energia. Na ogół to słowo również jest tłumaczone jako „łaska”, chociaż są to dwa różne słowa. Stąd też, jeżeli ktoś sięgnie do polskich przekładów Biblii, to żadnej „energii” w nich nie znajdzie, choćby bardzo się starał, gdyż słowo „energia” zostało przetłumaczone jako „łaska”. Palamas zastanawiał się nad tym, co jest doświadczeniem wspólnym dla całego chrześcijaństwa, mianowicie nad niepoznawalnością Boga. Dla człowieka poznanie Boga w Jego istocie jest całkowicie nieosiągalne. Pojawia się więc pytanie oto jak możemy wiedzieć coś o Bogu i jaka jest relacja między Bogiem a stworzonym przez niego światem? Palamas opowiada na to pytanie wykorzystując pojęcie „energii” i mówi, że Bóg, który jest absolutnie transcendentny w stosunku do świata, jest równocześnie w tym świecie obecny. Jest obecny poprzez swoje energie. Jedną z tych energii jest Jego łaska. Jest również energia stwórcza, która jest mocą utrzymującą świat w istnieniu. Świat jest więc przeniknięty obecnością Boga, gdyż energie promieniują z Jego istoty wiecznie i są niestworzone, a więc Bóg cały udziela się światu poprzez swoje energie. Ta teoria z początku była przedmiotem sporu, który bardzo silnie wpłynął na cały Wschód. Później, z biegiem czasu, zaczęto do niej coraz częściej powracać, ponieważ stanowi ona wyczerpujące wyjaśnienie relacji między Bogiem a światem.

Innym z wielkich dylematów pierwszych wieków chrześcijaństwa był spór z gnostykami . Gnostycy oraz zwolennicy neoplatonizmu usiłowali przemienić chrześcijaństwo w rodzaj doktryny filozoficznej z przybudówką rytualno-wyznaniową. Tak było w IV, V, czy VI wieku, kiedy w środowiskach chrześcijańskich dominował neoplatonizm. Tej pokusie uległ na przykład Augustyn. Neoplatonizm stanowi myśl przewodnią jednego z podstawowych jego dzieł: „O Państwie Bożym”. Także ówcześni gnostycy idąc za neoplatonizmem uważali chrześcijaństwo za system pewnego wtajemniczenia, i dzielili ludzi na trzy grupy: najdoskonalszą - pneumatyków, psychików, którzy są na poziomie rozbudzonego życia duchowego, i na końcu somatyków, czyli ludzi cielesnych spisanych na straty gdyż nigdy nie przejdą drogi wtajemniczenia i nie mają najmniejszych szans na jakiekolwiek zbawienie. Istniało bardzo poważne niebezpieczeństwo, że chrześcijaństwo w swoim procesie rozwojowym przekształci się właśnie w inspirowaną filozofią neoplatońską doktrynę, która będzie obejmowała koncepcję wszechświata i koncepcję ludzkiego życia, oraz zostanie uzupełniona o jakiś szczególny rytuał. Ta tendencja została przezwyciężona poprzez – przeważnie niezrozumiały dla wielu badaczy – atak na gnozę i na neoplatonizm. Dlaczego atak na gnostyków, całkiem porządnych ludzi, był tak gwałtowny? Skąd atak na neoplatonizm, wyrażony najdosadniej przez Bazylego Wielkiego, który napisał że filozofia grecka to nic innego jak baśnie, które należy stanowczo odrzucić? To nie był atak na filozofię jako taką. Trzeba dobrze zrozumieć intencje tego sformułowania, ponieważ ten sam Bazyli Wielki w kwestiach dotyczących terminologii filozoficznej przenoszonej na grunt teologii, konsultował się ze swoim pogańskim nauczycielem filozofii. Otóż przedmiotem sporu była platońska nauka o Demiurgu, były nim wszystkie gnostyckie światy eonów. To przeciwko temu Bazyli tak radykalnie wystąpił. Dzięki temu wystąpieniu jednak chrześcijaństwo nie zostało sprowadzone do filozofii, do inspirowanego filozofią sposobu na życie, lecz stało się tym, co określamy słowem „religia”, które oznacza związek człowieka z Bogiem. To doświadczenie, w sposób szczególny „naznacza” człowieka związanego z prawosławiem, jest dla niego ciągle żywe i otwiera nową perspektywę rozumienia świata.

Duże znaczenie dla prawosławnego rozumienia chrześcijaństwa ma bowiem także doświadczenie mistyczne. Możemy mówić o mistyce liturgii, możemy mówić o mistyce ikony, jest nawet książka Eugeniusza Trubieckoja, nosząca tytuł „Kolorowa kontemplacja”, gdzie wyjaśnia, że ikona jest przedmiotem do kontemplacji w kolorach, podobnie jak przedmiotem kontemplacji może być słowo. Mistyka nie jest ani rodzajem kwietyzmu, ani fanatyzmu religijnego, lecz jest po prostu życiem w Bogu.
Doświadczenie mistyczne stanowiło istotne źródło inspiracji dla wielkich Ojców Kościoła, którzy byli autorami tekstów liturgicznych, oraz pierwszych schematów ikonograficznych Na Wschodzie cała liturgia pochodzi z czasów patrystycznych i jest autorstwa Ojców Kościoła. Liturgia ukształtowała się ostatecznie w IX wieku i teksty liturgiczne zostały ułożone przez autorów tekstów teologicznych, mistycznych i ascetycznych. Teksty liturgiczne są wyraźnie podpisane, wiadomo który z Ojców napisał dany tekst. Później w związku z aktualnymi potrzebami układano nowe ale na wzór tamtych tekstów. Ojcowie Kościoła bardzo często byli świetnymi poetami. Jan Damasceński był niewątpliwie największym poetą greckim VIII wieku i w ogóle jednym z największych w historii literatury greckiej, a nie jest wyjątkiem, bo mamy Grzegorza Teologa, czyli Grzegorza z Nazjanzu, który tworzył wspaniałą poezję religijną, oraz poezję świecką, na przykład wspaniałe teksty pełne miłości do swojej matki. Podobnie świetnym poetą był Efrem Syryjczyk. Dlaczego jest ważne, że Ojcowie Kościoła zajmowali się poezją i że pisali teksty liturgiczne? Otóż dlatego, że nie wszystko da się wyrazić w sposób dyskursywny. Nasz rozum jest ułomny. W pewnym momencie trzeba się zatrzymać wobec tajemnicy i powiedzieć, że dalej iść nie możemy. Wtedy ratunkiem staje się możliwość przedstawienia pewnych przeżyć czy intuicji, w formie poezji, albo poprzez malarstwo. Jest to droga wyrażenia tego, co w inny sposób jest niewyrażalne. To bardzo ważne doświadczenie, zaowocowało pięknem prawosławnej liturgii, które wyrasta z przeświadczenia, że tajemnicy nie można wyrazić inaczej, jak poprzez dzieło poetyckie, które dotknie spraw najbardziej istotnych.

Jest to już truizmem, że prawosławie jest wyznaniem wolności. Określeń dogmatycznych jest niewiele dotyczą one właściwie minimum dogmatycznego, a wyrazem tego minimum dogmatycznego dla przeciętnego wiernego jest Credo nicejsko-konstantynopolitańskie. Niekiedy podejmowano próby ograniczenia wolności poszukiwań teologicznych. Ostatni raz zdarzyło się to w okresie międzywojennym, kiedy ojciec Sergiusz Bułgakow stał się ofiarą próby stłamszenia nowych prądów teologicznych i tę próbę wygrał. Wyszedł z niej zwycięsko także dzięki temu, że jego biskup stanął za nim murem i powiedział, że teolog ma wolność poszukiwań i nie można mu odmawiać prawa do błędu. Kościół jako całość ma uznać, czy to jest błąd, czy też nie jest to błąd, natomiast teolog ma prawo poszukiwać. To było bardzo ważkie stwierdzenie. Coraz lepiej zdajemy sobie sprawę w różnych Kościołach, że teolog ma prawo do błędu. Otóż w Prawosławiu jest ogromny margines wolności. Jest on może mniejszy w teologii, ponieważ jednak mimo wszystko teolog jest zobowiązany stale konfrontować się z tradycją. Tradycją jest to, co zawsze, wszędzie i przez wszystkich jest uznawane. W takim ujęciu oczywiście, ogromna ilość rzeczy wypada z tradycji i tradycją po prostu nie jest. Natomiast w filozofii, uprawianej w ramach prawosławia w sposób dość nietypowy gdyż dopuszcza ona przechodzenie w sposób prosty i bez najmniejszych problemów z teologii do filozofii, i odwrotnie zakres wolności poszukiwań jest znacznie większy. Gdy czyta się prace myślicieli prawosławnych, natrafiamy na wielki wywód filozoficzny, który nagle przechodzi do tradycji Kościoła, ba, powołuje się na dogmaty, na Ojców Kościoła, po czym spokojnie wraca znowu do filozofii. W zasadzie tych filozofów należałoby nazywać myślicielami religijnymi. Ta tendencja jest na przykład bardzo widoczna u Mikołaja Bierdiajewa. Jego dociekania polegają na nieustannym konfrontowaniu się z tradycją, przy równoczesnym budowaniu zupełnie nowych, niekiedy szokujących koncepcji. Nie wzbudza to żadnych oporów ze strony jakiegokolwiek urzędu nauczającego w Kościele, przy czym tym urzędem nauczającym nie jest jakaś kongregacja, tylko sobór biskupów. Ten sposób filozofowania nie jest charakterystyczny tylko dla Bierdiajewa lecz jest właściwy dla wszystkich myślicieli z kręgu prawosławia. Jest to jeden z elementów ich drogi życiowej. Im nie wystarcza uprawianie samej filozofii, przekraczają granicę w kierunku tworzenia syntezy filozofii i religii.

Być może najbardziej jest to widoczne w przypadku ojca Pawła Florenskiego, zamordowanego w 1937 roku w obozie na Sołówkach. Ojciec Florenski był jednocześnie teologiem, matematykiem, filozofem, fizykiem, poetą, historykiem sztuki, teoretykiem sztuki i równocześnie był specjalista w dziedzinie izolatorów i jeszcze paru innych rzeczy. Jego uniwersalizm pozwolił mu stworzyć całościową wizję świata, która nie spodobała się ówczesnym władzom. Florenski po prostu wpadł na pomysł, niezbyt w tamtych czasach dobry i szczęśliwy, żeby rozwinąć teorię Einsteina. Na dodatek przez nieuwagę cenzorów swoją pracę opublikował. W tamtych czasach w sztandarowym słowniku filozoficznym autorów Rosentala i Judina czyli „Krótkim słowniku filozoficznym”, teoria względności została przedstawiona jako kapitalistyczny wymysł, który miał zaszkodzić Związkowi Radzieckiemu. W związku z tym, jeśli ktoś rozwijał w Związku Radzieckim tę teorię narażał się na poważne niebezpieczeństwo. Tymczasem Paweł Florenski stworzył teorię wielopłaszczyznowej rzeczywistości. Teoria ta głosi, że żyjemy na pewnej określonej płaszczyźnie, jednej z wielu płaszczyzn rzeczywistości i nie mamy najmniejszego powodu sądzić, że to jest cała rzeczywistość , ponieważ obok jest inna płaszczyzna, której nie dostrzegamy ze względu na nasze ograniczone możliwości poznawcze. Ta teoria stała się teoretyczną podstawą powieści Michaiła Bułhakowa „Mistrz i Małgorzata”. Wiemy to dokładnie, gdyż książka, która stała się powodem katastrofy życiowej Pawła Florenskiego, czyli „Wartości pozorne w geometrii”, znajdowała się w bibliotece Bułhakowa i jest pełna podkreśleń. Zachowały się również notatki jakie robił Bułhakow podczas lektury i dzięki temu wiemy, jak wpadł na pomysł, że szatan tak łatwo przenosi się z Jerozolimy do Moskwy. Szatan może tego dokonać ponieważ swobodnie przechodzi z jednej płaszczyzny rzeczywistości na drugą. On może to zrobić, a nam to się, niestety, nie udaje.

Ta teoria jest przykładem uniwersalizmu myślenia w prawosławiu, który pozwala teologowi – Paweł Florenski był też duchownym – tworzyć tego rodzaju koncepcje, które nie budzą zdumienia, nie są czymś szokującym dla Kościoła, przeciwnie, z biegiem czasu stają się w nim coraz bardziej popularne. Dzieło Pawła Florenskiego jest obecnie przedmiotem bardzo ożywionej dyskusji w całym świecie. Odbywają się konferencje, publikowane są liczne opracowania, bywa nazywany „rosyjskim Leonardo da Vinci”.
Pozornie szokujące pomysły Florenskiego okazują się bardzo przydatne dla zrozumienia pewnych istotnych cech prawosławia. Florenski nie tylko rozwinął teorię Einsteina. Odkrył również odwrotną – czyli rozbieżną - perspektywę w malarstwie ikonowym. Dzięki niemu wiemy na jakiej zasadzie funkcjonuje autentyczna ikona, bo ikona też ulegała w historii różnym odchyleniom od normy.

Najważniejsza jest jednak jego teza o antynomicznym charakterze rzeczywistości przedstawiona w formie definicji, że każde „a znajduje swoje uzasadnienie w nie-a i tylko dlatego jest a, że ma uzasadnienie w swoim nie-a i tylko dzięki temu, że ma uzasadnienie w nie-a staje się znowu a”. Tak więc pomimo antynomiczności rzeczywistość jest jednak współistotna. W ten sposób nasza rzeczywistość stanowi odbicie rzeczywistości Trójcy Świętej. Tak, jak tam jest współistotność, tak samo w naszej rzeczywistości, pomimo pozornego bałaganu jest również współistotność. Nie należy więc postrzegać świata tylko jako chaosu. Wprawdzie, zgodnie z koncepcją sofiologiczną rzeczywistość z chwilą upadku człowieka stała się chaosem, ale ten chaos dąży do stania się kosmosem, czyli harmonią. Chaotyczność świata jest pozorna, więź nigdy nie ostała całkowicie zerwana. Upadek nie jest stanem, z którego nie można powstać.

Z tym wiąże się kolejna cecha myśli prawosławnej, która jest mi bardzo bliska mianowicie optymizm ontologiczny. Prawosławie nie popada w skrajności i nigdy –pomimo przeróżnych bolesnych doświadczeń – nie głosi, że rzeczywistość jest zła, straszna, niedobra. Koncepcję prawosławną można przedstawić w następujący sposób: człowiek, zgodnie z Księgą Rodzaju, jest stworzony na obraz i podobieństwo Boże. Obraz Boży jest w człowieku zawsze. Może być zaciemniony, zbrukany, ale jest w nim obecny. Człowiek nie może się go pozbyć, to nie jest coś takiego jak ząb, który można wyrwać. To jest dane w istocie, w głębi duszy człowieka. Podobieństwo może, na skutek grzechu i różnych działań człowieka zmienić się w niepodobieństwo. Natomiast, pomimo całego tragizmu egzystencji, obraz Boży pozostaje w człowieku niezmieniony. Ten obraz jest gwarancją wcielenia. Chrystus wcielając się, odnalazł w człowieczeństwie swój własny obraz, nie wcielił się w coś obcego.

Obraz Boży nawet na dnie najgorszego upadku człowieka jest w nim obecny i woła do swojego Stwórcy. Dlatego mówimy, że zawsze istnieje możliwość nawrócenia. Nie ma takiej sytuacji, że nie można się nawrócić. Oczywiście nawrócenie zależy od człowieka i jego wolnej woli. Zawsze jednak człowiek może dokonać aktu pokuty i nawrócenia. To jest właśnie optymizm ontologiczny tak pięknie wyrażony w zakończeniu „Wujaszka Wani” Czechowa, że wszystkie nasze sprawy i zmartwienia utoną w miłosierdziu, które nie ma granic.

Ostateczną konsekwencją tej koncepcji jest pytanie o to, czy wszyscy jesteśmy predestynowani do potępienia lub do zbawienia, oraz czy możliwość nawrócenia kończy się ze śmiercią? Czy też istnieje możliwość przezwyciężenia zła również po tamtej stronie? Przecież to, co potocznie nazywamy końcem świata, w rozumieniu biblijnym nie jest żadnym końcem, lecz powstanie nowe niebo i nowa ziemia, nastąpi odnowienie całej rzeczywistości. Jeden z wielkich ascetów wschodnich, Izaak Syryjczyk zwany Izaakiem z Niniwy mówił, że modli się o zbawienie nie tylko człowieka, bo to za mało, on się modli o zbawienie gadów, różnych potworów i o zbawienie szatana, bo przecież szatan najbardziej tego potrzebuje. To nie jest sprawa doktryny, to nie jest dogmat, ale nikt nie może zabronić takiej modlitwy. Optymizm ontologiczny zakłada również, że nawet zło w postaci czystej, skrystalizowanej, być może kiedyś się wyczerpie. Grzegorz z Nysy dowodził tego w sposób następujący: co jest właściwie motorem działalności złej mocy (przy czym trzeba pamiętać, że to jest moc zła, ale o charakterze osobowym) . Otóż owym motorem, siłą napędową szatana, dowodził Grzegorz, jest istnienie tego konkretnego świata, w którym on może coś zdobyć dla swojego królestwa. Ale wyobraźmy sobie, że ten świat zostanie mu w dniu ostatnim zabrany, bo to już nie będzie ten świat, wobec tego on już nikogo nie zdobędzie. Delektowanie się przez całą wieczność tymi, których zdobył, i torturowanie ich, jest perspektywą dość bolesną i przykrą, natomiast główny motyw działania, który powoduje, że szatan jest aktywny, nagle wymyka mu się z rąk. Czy można więc odrzucić sytuację, że w momencie tak krytycznym dla całej swojej egzystencji – mówiąc obrazowo – nie uderzy się w piersi i nie powie, że jednak był w błędzie?

Ale działalność szatana, to jest również wielka intuicja Wschodu, jest niesłychanie potrzebna po to, żebyśmy się nauczyli odróżniać zło od dobra i mieli możliwość dokonywania wyborów. Chrystus zaś wcieliłby się bez względu na to, czy miałby miejsce upadek, czy nie, ponieważ On się wcielił nie tylko po to, żeby ratować człowieka, ale przede wszystkim po to, żeby doświadczyć losu człowieka, którego sam stworzył. Jednak ze względu na ludzki upadek i grzechy Chrystus przychodzi niejako w dwóch fazach: pierwszą było wcielenie, w drugiej przyjdzie jako Sędzia.

Chrystus nie przyjdzie jednak powtórnie po to, żeby człowieka oskarżyć, ponieważ oskarża nas nasze własne sumienie. Bóg nie jest po to żeby nas oskarżał. Dlatego w ikonografii prawosławnej Chrystus zawsze trzyma w ręce księgę Ewangelii. To jest księga, która oskarża! Każde słowo tej księgi jest dla nas zarazem zbawieniem, oraz, jeżeli nie podejmiemy jej przesłania , jest dla nas oskarżeniem. Chrystus, który wskazuje na Księgę - oto jest nieme pytane skierowane z ikony do każdego człowieka: Czy realizujesz to, co jest w tej Księdze? Najważniejsze jest to, żeby się zastanowić i spróbować w swoim życiu realizować właśnie to, co jest w tej Księdze.

ks. Henryk Paprocki