tłumaczenia
Wasyl Rozanow, Myśli, 1-926: Embriony
2013-10-24
865. – Co robić? – zapytał niecierpliwy młodzieniec petersburski.
– Jak to, co robić? Jeśli jest lato – to zbierać jagody i przygotowywać konfitury, a jeśli zima – to pić z tymi konfiturami herbatę.

* * *

866. Życie Zachodu przebiega według praw liryki, natomiast życie rosyjskie – w formach eposu. Kiedyś Rosja też wejdzie w formy liryki.
Problem Czernyszewskiego, postawiony w tytule jego powieści, jest problemem typowo lirycznym, nie na czasie, można na niego dać jedynie odpowiedź bytową: należy robić to, co robiono wczoraj wieczorem.

* * *

867. Lata sześćdziesiąte nie poznają siebie samych w dekadentach i symbolistach: to rehabilitacja ciała, co stało się możliwe po 30 latach „wolności”; to tryumf „osoby” nad środowiskiem, to – „dzieci”, które nagle okazały się impotentami i nie mogą urodzić wnuków.
Kara nastąpiła zbyt szybko po przestępstwie.

* * *

868. Doskonałość formy jest cechą upadających epok.

* * *

869. Kiedy naród umiera – pozostawia same formy: to – szkielet jego ducha, jego twórczości, jego ruchów wewnętrznych i zewnętrznych. Republika, monarchia – czyż nie są to formy? Tragedia, epos, „jamb trzyczłonowy” – czyż nie są to formy? Czyż formami nie są Partenon, jak i Dziewiąta Symfonia? A w końcu, metafizyka Platona lub Hegla?
Właśnie dlatego, kiedy naród kończy swoje istnienie – formalna strona wszystkich tworzonych przez niego rzeczy zbliża się do swojej doskonałości.

* * *

870. XIX w. jest wiekiem lubującym się swoim upadkiem; jest mu w najwyższym stopniu właściwe uczucie Sardanapala płonącego na swoich bogactwach i ze swoimi żonami.

* * *

871. Geniusz przeważnie jest bezdzietny – jest to jego głęboka i, być może, wszystko wyjaśniająca cecha. On nie może rodzić i, kto wie – czy w ogóle jest mu to potrzebne? On jest w pewnym sensie Ding an sich.
Jako narzędzie, jako nędzny środek, jako ziemska strona tajemnicy niebiańskiej – anomalie płciowe często występują u geniuszy: pociąg do nierządu, wczesny rozwój płciowy, „wady dzieciństwa”.
Lermontow i Byron w wieku 11-14 lat doświadczają miłości; jakie to jest kalekie i jak genialni są oni. Rafael i Aleksander Macedoński byli bezdzietni, bezdzietnymi byli też Cezar i Newton.
Potomstwo geniusza, jeśli nawet ono jest – słabe i szybko umiera; przeważnie jest to – żeńskie potomstwo. Przypomnijmy sobie Napoleona I i cara Piotra Wielkiego. Jest to zarazem wyjaśnienie faktu, dlaczego po genialnych władcach dynastie przeważnie kończą się i następują „rokosze”.

* * *

872. W Dzienniku Amiela, tak wonnym, subtelnym, głębokim, tak szlachetnym, występuje dziwny brak, który nie został zauważony: straszna pasywność autora – brak żądz, a tym samym buszujących w nich emocji. Hrabia Tołstoj porównał Dziennik z książką Marka Aureliusza – ale nie jest to pochwała, jak on sądzi. Obie książki są dziełami epoki zmierzchu, jesieni – są utworami tego okresu w roku, kiedy soki w ludziach-roślinach nie biegną ku górze, nie pobudzają ludzi, ale dążą do dołu, do ziemi i w ziemię.
W wypadku Amiela jest to otchłań rozumu, krytyki i – żadnej twórczości. Jest to – zapach śmierci. Po przeczytaniu każdej strony ma się ochotę zapytać: Ile dni życia pozostało jeszcze jej autorowi?
Żona Marka Aureliusza nie była mu wierna, a Amiel, jak się wydaje, nie odważył się ożenić. Są to ludzie, którzy potrafili pozostawić po sobie jedynie piękny „Dziennik” pośmiertny. Jeden był znudzonym, smutnym imperatorem, a drugi – jeszcze gorszym uczonym i profesorem, bardzo bojaźliwym i nietowarzyskim.
Cóż za przeciwieństwo – Busłajew, aż do starości odważny i żywy, z tłumem gorących uczniów, którzy roznieśli słowa nauczyciela po Rosji i zastosowali jego myśli do różnych dziedzin wiedzy; cóż za przeciwieństwo – Piotr Wielki, „kapitan roty bombardującej”, poszukujący w Lipiecku złóż żelaza, budujący na północy statki, spotykający jako pilot pierwszy holenderski statek na Newie. Każdy jego krok był czynem, każdy ruch był faktem historycznym… To ludzie rodzący nowe epoki, w „wodach”, we krwi, przy krzykach materii i jej konwulsyjnych drgawkach – rodzi się wspaniały chłopak. A tu czujemy jedynie zapach namaszczonego trupa…
Wieczny im odpoczynek, ale chcemy ich czytać wyłącznie przed śmiercią.

* * *

873. Cały świat jest grą możliwości. Chcę powiedzieć – grą pewnych embrionów, duchowych lub fizycznych, martwych lub żywych. Trójkąt jest połową kwadratu, przeciętego w określony sposób, co kształtuje jego cechy, możliwość dokonania pomiaru, relacje do innych figur. Ziemia jest „pierścieniem Saturna”, który oderwał się od Słońca, rozerwał się, skłębił – i dlatego ciąży ku Słońcu. Każda rzecz jest częścią niezliczonych innych rzeczy, ich embrionem, tworzącą je potencją – i dlatego tylko ona wchodzi w relacje z tymi rzeczami, wiąże się z nimi, a od innych, przeciwnie, jest odpychana. Dlatego też mówię, że życie przyrody jest życiem embrionów, prawa życia są prawami embrionalności, a cała nauka, to znaczy wszystkie i wszelkie nauki są jedynie gałęziami pewnej kosmicznej embriologii.

* * *

874. Co nazywamy „mistycznym”? – Przede wszystkim to, co jest niejasne, ale takie – w czym czujemy głębię, chociaż nie możemy jej ani zbadać, ani udowodnić. Następnie „mistycznym” nazywamy to, w czym podejrzewamy odblask – ukośny, przełamanego światła Bożego, a w końcu i to, w czym domyślamy się prażywiołu w stosunku do wszystkich rzeczy.
Na przykład uderzenie kamieniem – nie jest, oczywiście, mistyczne, ale śmierć będąca tego wynikiem – w pełni mistyczna. Ona jest mistyczna jako akt, a nawet jest mistyczna jako moment w losie człowieka, jako jego możliwe ukaranie za grzech.
Można powiedzieć, że to, co mistyczne, nie tyle jest w przyrodzie, co w samym człowieku: można patrzeć mistycznie na wszystkie rzeczy, wszystkie zjawiska, ale można też patrzeć – naturalnie. Kamień spadł na człowieka i człowiek zmarł: to czysty naturalizm, ale dlaczego spadł na tego człowieka – to już jest mistyka.
W naturalizmie człowiek i pies są podobni: pies też został uderzony i zawył, a jeśli silniej uderzony – zmarł. Nie ma żadnych pytań. Ale człowiek nigdy nie chciał się do tego ograniczać i stawiał pytania: tu „zaczyna się” człowiek.

* * *

875. W nocy rozbłysła błyskawica: deska została przez nią oświetlona, pies – zadrżał, a człowiek – zamyślił się. Trzy granice bytu, które na próżno próbowalibyśmy zmieszać.

* * *

876. Wszyscy geniusze dążą do tego, co jest ponad światem. Czyż nie jest uprzedzeniem tej cechy to, że wszyscy ludzie ciążą do tego, co jest niezwykłe, dziwne, a nawet przerażające. Pies nie dąży do tego, co jest straszne, a jedynie ucieka. Człowiek też ucieka, ale ogląda się i interesuje się tym. Oto główna cecha człowieka.

* * *

877. Szukam rękawic – a obie mam za pasem. „Straszne jest to, że nie ma nic strasznego” – powiedział smutny Turgieniew. Zauważył w sobie to, za czym tęsknił. Dlaczego nieustraszoność była dla niego straszna – czyż nie jest to straszna tajemnica duszy człowieka, jego duszy? Widzę dzień, ale pragnę nocy, tęsknię za nocą. Widzę całe życie wyłącznie jako dzień – i pytam, nigdzie nie widząc i nigdy, „dlaczego nie ma nocy? Gdzie jest noc? Jest mi straszno i przykro bez nocy”. Czyż nie jest to czarnowidztwo – straszna tajemnica, znacznie bardziej straszna, niż wszystkie przerażające sztuczki kuglarskie? „Pieśni tryumfującej miłości”, którymi w przeczuciu niewidzialnej nocy on bawił się w starości?
To jest właśnie – przerażająca noc, wszystkie nasze lęki są uzasadnione – gdyż noc nie jest wymysłem, nie jest fikcją, ona jest. To stąd lecą na nas sny; w snach jest pewna względna prawda, chociaż jest też, oczywiście, skażenie wnoszone przez naszą wyobraźnię. Zwracając się tutaj, ku nocy, modlimy się, przerażeni, wstrząśnięci, nasze serce zamiera, przyciskamy się jeden do drugiego… To jest – Kościół.
Wszystkie tajemnice religii – stąd. Niegdyś stąd zadźwięczało: „Nie lękajcie się…”, rozległa się „Dobra Nowina”.
Wczoraj przerażeni – dzisiaj wzruszeni. Oto Ewangelia i Biblia.

* * *

878. Poczucie Boga jest w człowieku najbardziej transcendentne, najdalsze, najtrudniej osiągalne. Jedynie najsilniejsi ludzie i to przez doświadczenia, bóle, cierpienia, a najbardziej przez grzech, często dopiero na starość, osiągają te wysokości – ledwo i jedynie cząstką swego rozwoju, jedną gałązką dotykają „innych światów”, a inni tylko pośrednio – pod warunkiem czystości duchowej – osiągają drugą strefę: to – Kościół. Ci, którzy dotknęli „innych światów”, ojcowie świata chrześcijańskiego, pozostawili słowa opisujące owo dotknięcie, a słowa te ułożyły się w obrzęd, rytuał, wyrosły jako obyczaj, jako instytucja; kanon okrzepł, powstała liturgia, zbudowano świątynię. Powstała masa materialnych świętości, zawartych w formach czasu i przestrzeni, spoczęła na nich światłość Boża, jak święty spoczywa w swoich relikwiach. W tym wypadku każdy może dotknąć. Jest to środek zbawienia, dostępny dla wszystkich.
Ale ręce ludzkie nie dotykają tej największej świętości całej ludzkości. Naruszenie czegoś, zmiana, poprawienie, a nawet polepszenie (bez wiedzy o „innych światach”) – jest większym przestępstwem, bardziej przerażającym, niż wywołanie krwawej wojny, zawarcie hańbiącego pokoju, oddanie wrogowi przez zdradę części kraju. Wprowadzenie złego programu dla seminariów, zlikwidowanie stanu diakońskiego – jest gorsze, niż nieudana bitwa pod Sewastopolem, niż podpisanie traktatu paryskiego, a nawet, niż „odrodzenie Polski”.
Oj, ci naprawiacze tajemnej i żywej historii!

* * *

879. Często porównuje się stoików z chrześcijanami i przeprowadza paralele między ostatnią filozofią pogańską i nową „Dobrą Nowiną”. Tymczasem nie ma nic bardziej sprzecznego, nawet epikureizm jest bliższy chrześcijaństwu.
Stoicyzm jest zapachem śmierci, a chrześcijaństwo – potem, bólem i radością rodzącej matki, krzykiem nowonarodzonego dziecka. „Zawsze radujcie się” – powiedział Apostoł. Czy mógłby powiedzieć to jakikolwiek stoik? „Dzieci moje, strzeżcie tradycji” – czy to jest język umierającego Rzymu? Chrześcijaństwo – bez zuchwałości, bez wina i upijania się – jest nową wesołością, zadziwiającą lekkością ducha, żadnego smutku, nic ciężkiego. Asceci i męczennicy byli weseli, jedni na pustyni, inni idąc na męki. Jakiś potok wewnętrznej radości był nawet w męczennikach, nawet w chwili męczeństwa spędzał z ich twarzy cień ciemności…
Ojciec Ambroży z Optino i Jan z Kronsztadu – najlepsi i najbardziej typowi z chrześcijan, jakich mogliśmy obserwować – obaj niezwykle świetliści, radośni, pełni życia. U ojca Ambrożego prawie tylko żarciki, przypowiastki – w listach i rozmowach, a twarz ojca Jana jest wszystkim znana – sama radość.
Stoik – mówimy to, gdyż chrześcijanin nie może nie śmiać się szczerze nad nim – fait bonne mine à mauvais jeu. On opanowuje się, wysila, napina, zupełnie nie rozumiejąc w jakim celu.
Położywszy rękę na ramię stoika, chrześcijanin mógłby pośmiać się z niego: „Stoik – oto wino falern! O czym myślisz?” Być może, on wybiłby jemu kielich z ręki, ale nie potrafiłby nic odpowiedzieć.
Istnieje nieuchwytna i subtelna cecha, łącząca stoików z faryzeuszami: jedni i drudzy żywią odrazę w stosunku do świata: jeden ucieka od świata do wanny i podcina sobie żyły, czytając „Fedona”, a drugi odchodzi na bok i zaczyna się modlić.

* * *

880. Nie wystarczy dostatecznie akcentować fakt, że chrześcijaństwo jest radością, tylko radością i zawsze radością.
„My jesteśmy z Bogiem” – czyż to nie jest odczuciem chrześcijanina? Gdzie tu zniechęcenie?

* * *

881. Porównywano chrześcijaństwo z buddyzmem: „W obu religiach – te same cnoty”. Tak, to prawda, ale wady są inne:

„Ducha zaś… zniechęcenia zabierz ode mnie”.

– oto modlitwa chrześcijanina. Buddysta natomiast modli się – a raczej nie modli się, a milczy, w wiecznym zniechęceniu.
Istnieje też inna cecha zbieżna i przeciwstawna między buddyzmem i chrześcijaństwem: buddyzm jest światowym pesymizmem i jest ateizmem. To głębia duszy człowieka, ujawniająca się w tym: Bóg jest radością, bez Boga – zniechęcenie.

* * *

882. Cała tajemnica prawosławia – w modlitwie i tajemnica bycia prawosławnym zawiera się w umiejętności modlenia się.
Przyznajmy się, odczuwamy odrazę za każdym razem, gdy zaczyna się rozmowa o cezaropapizmie lub papocezaryzmie. Gdy stoisz w świątyni i widzisz modlących się – jak w takiej sytuacji można stosować te pojęcia: czy modlący się są cezaropapistami, czy też papocezarystami? Wszystko to – interesujące nas tematy, ale interesujące jedynie wtedy, gdy przestaliśmy się modlić.

* * *

883. Wysiłki, żeby wygłaszanie kazań w cerkwiach uczynić czymś normalnym, a nawet obowiązującym, nie podobają mi się: czy to w ogóle jest coś prawosławnego, a na pewno nie ma nic wspólnego z ludem. Są to – protestanckie wysiłki wokół prawosławnej świątyni.
Liturgia prawosławna już jest kazaniem. Przecież kazanie jest nauczaniem, a liturgia jest pełnym kręgiem nauczania, poza którym człowiek niczego już nie potrzebuje. O co – w przepięknych litaniach – modli się diakon, a z nim lud? O niczym nie zapomniano: ani o grobie, ani o żeglujących, ani o zwycięstwie władcy, ani o pokoju dla świata, ani o sprzyjających warunkach atmosferycznych. „My, którzy Cherubinów” – czyż nie jest to nauczanie? „Odłóżmy teraz wszelką życia troskę” – cóż za nauka, jakież wezwanie może się z nią równać? Okadzenia, dokonywane przed ikonami, modlitwy kapłana – wszystko jest przeniknięte sensem i pięknem.
Ciągłe i obowiązkowe kazania są zrozumiałe w opustoszałych świątyniach protestanckich. W tych świątyniach wszystko jest wyzute z sensu, poezji nauczania; jeśli nie będą śpiewać psalmów, pastor nie będzie mówił kazania, a organy nie będą grać – wszyscy zasną. Co innego mogą zrobić? Niczego nie ma – po prostu nie ma liturgii. Lekcja i koncert stanowią istotę protestanckich zgromadzeń religijno-społecznych i dlatego łatwo zrozumieć, że oni z takim uporem trzymają się resztek zniszczonego Kościoła. Natomiast w prawosławiu długie i nieumiejętne kazanie jedynie ukryje piękno i istotę samej liturgii.
Lud nie bardzo lubi kazania: obecni w cerkwi przy pierwszych słowach kaznodziei – połowa wiernych przesuwa się w stronę prezbiterium, a połowa idzie ku wyjściu. Stojący w pierwszych rzędach starają się niezauważalnie dostać do wyjścia.
Co w takim razie całą cerkiew gromadzi w jeden zbity tłum? To – akatyst. Akatyst jest wyłącznie modlitwą, ale żadna część liturgii nie wywołuje takiego wzruszenia, żaru, a u wielu – łez, jak akatyst do Jezusa lub do Matki Bożej. Oto, co jest – ludowe i prawosławne. „Policzki jej płonęły i arcykapłan widząc to, pomyślał: Czy ona jest pijana?” – uważne spojrzenie zawsze zauważy jednego, dwóch, trzech tak właśnie modlących się w czasie akatystu. Wszyscy klękają – o, to jest prawosławny zwyczaj. Wielu wiernych zna akatysty na pamięć i przed kapłanem szepcze słowa, słowa – zawsze odnoszone do siebie… Widać tyle osobistych, rodzinnych tajemnic w płonących oczach, w duchu to skruszonym, to weselącym się.
Można powiedzieć – akatysty wychowały Ruś.

* * *

884. Najniebezpieczniejsza strona w chrześcijaństwie XIX w. – ono zaczyna być retoryczne. Jest to zauważalne nawet w stylu, nawet u trzeciorzędnych pisarzy. Nie ma apostołów – są „galilejscy rybacy”; nie ma Jezusa Chrystusa – jest „Boski Nauczyciel”. Génie de christianisme Chateaubrianda jest znacznie mniej chrześcijańskim utworem, niż Pucelle Woltera – napisane w znacznie mniej chrześcijańskiej epoce. To, że przeciwko chrześcijaństwu kierowano kpiny, ironiczne uśmiechy, bezczelność – znamy to od pierwszych dni nowej religii. Natomiast to, że sami chrześcijanie zaczynają rozumieć swoją wiarę retorycznie – jest to zjawisko ostatnich czasów.
Dlatego raskolnikom tak dobrze z „Isusom”. Być może, oni jeszcze zbawią świat, ze skarbem wiary, w nich ukrytej; tym lepiej, że oni są „nieociosani”: pozostali tak gorliwie „ociosywali samych siebie” w historii, że już nic nie zostało, ociosali nawet rdzeń samych siebie.

* * *

885. Nie ma bardziej oszukańczej rzeźby, niż „Mojżesz” Michała Anioła: takiego Mojżesza nie było – to fantazja artysty, jego myśl a priori, ale błędna.
Mojżesz jąkał się. Autor ksiąg, którym równych nie zna świat, nie mógł mówić. Czyż nie jest to zdumiewające? Cała moc słowa skoncentrowała się w duchu, a dla cielesnego języka, dla tego bełkoczącego kawałka mięsa – nic nie zostało.
Poza tym on wyprowadził lud izraelski z Egiptu i przeprowadził go przez pustynię, doprowadził do „Ziemi Obiecanej”. Zadziwiający człowiek! Jakże słuszne, przenikliwe są słowa Heinego: „Jakże mały jest Synaj, gdy stoi na nim Mojżesz”. Są to słowa największego zachwytu, wypowiedziane pod adresem Mojżesza, jakie tylko znamy, które wyrwały się z ust pisarza-poganina w pogańskiej epoce.
Myślę, że – Mojżesz był mały i chorowity, być może, bez brody lub z rzadkimi włosami na podbródku. Myślę, że w swoim ciele on był tak samo niemy w stosunku do swoich dokonań, jak był niemy w języku w stosunku do napisanych przez siebie ksiąg.
On cały jest w sobie, skoncentrowany. Bez wątpliwości, on był piękny, jak nikt z ludzi – nikt przed Chrystusem, ale jest to piękno nieuchwytne, nie do przekazania, a w każdym bądź razie nieprzekazane.
Michał Anioł pomylił się i oszukał innych.

tłumaczenie Henryk Paprocki

Cała książka w pdf
Wasyl Rozanow